„Wiara to oko przez które każdy prawdziwie wierzący w Boga widzi Tego, który jest niewidzialny” – John Wesley (1703-1791).
Widzieć Boga to coś więcej niż mieć przekonanie o Jego istnieniu („wiedzieć, że Bóg jest”), to coś więcej niż samo powoływanie się na Pismo i posiadanie głowy wypełnionej wiedzą biblijną. Wiara, to swoiste „odczytywanie na obliczu Boga” Jego woli odnoszącej się do każdej dziedziny życia. Wiara to zachwyt wobec piękna czy majestatu Boga, lecz nade wszystko pozostaje ona umiejętnością rozpoznawania Jego działania w konkretnym czasie i miejscu. Niedościgłym wzorem wiary był, w czasie swojej publicznej służby, Pan Jezus. On powiedział: „Ręczę i zapewniam, Syn sam od siebie nie mógłby nic czynić, gdyby nie widział, że czyni to Ojciec. Cokolwiek bowiem On czyni, Syn czyni w ten sam sposób”. Ten rodzaj wiary dostrzegam w historii pierwszego Kościoła, opisanej na kartach Dziejów Apostolskich. Czytam o niej w historii Filipa wezwanego by udać się na pustynną drogę wiodącą z Jerozolimy do Gazy, aby rozmawiać z „pewnym Etiopczykiem, eunuchem, dostojnikiem Kandaki”. Czytam o niej w opowieści o Ananiaszu, który w Damaszku usłyszał głos Pana: „Idź na ulicę o nazwie Prosta i odszukaj tam w domu Judy Szawła z Tarsu…”. Dostrzegam ją w funkcjonowaniu antiocheńskiego Kościoła, który był posłuszny głosowi Ducha Świętego: „Zwolnijcie mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich wezwałem…”. Rozpoznaję ją w misyjnej działalności Pawła i jego towarzyszy. Odczytuję ją w tej niezwykłej pewności Piotra, który przemówił w imieniu zebranych apostołów i starszych w Jerozolimie: „Postanowiliśmy mianowicie, Duch Święty i my…”.
Wobec takiego rozumienia wiary, muszę przyznać, że sam, choć układam swoje życie z Bogiem od blisko 30 lat, zmagam się z niewiarą i mam chęć (potrzebuję!), słowami pierwszych apostołów, wołać do Jezusa: „Dodaj mi wiary” czy też „Spraw, żeby moja wiara była większa”.